02 czerwca, 2013

Wielki powrót?

Nie wiem,czy dużo tu mówić. Zastanawiałam się nad tym,a co mnie motywuje? Te wciąż rosnące statystyki i wierni czytelnicy. Nie wiem, być może skończę tę historię? Jak myślicie? Wedle Waszego życzenia :)

Kocham,Peanuts :)

02 maja, 2013

#1 (nowy blog) One Way To Win

Miejsce: Donacaster


Miesiąc: marzec


Dzień: poniedziałek


Rok: 2010


Perspektywa: Lua




Siedziałam zamknięta pośród czterech ścian. W pomieszczeniu, w którym spędziłam ostatnie trzy lata, w pomieszczeniu, które było przeszkodą do dalszej drogi, w pomieszczeniu, które tak naprawdę uratowało mi życie.


Spojrzałam w prawo. Cóż ujrzałam? Nadzwyczajne, pomalowane białą, szpitalną farbą, okno. Okno, przez które podziwiałam świat, obserwowałam ludzi, pory roku. Patrząc tak, byłam żądna wiatru we włosach, deszczu muskającego moją delikatną skórę, mrozu, który pozostawiłby czerwone, niczym krew, rumieńce, słońca, głaskające me ciało swymi promieniami. Obserwowałam ptaki, które zataczały okręgi na tle gwieździstego nieba, zatapiające się w widnokrąg słońce, gwieździste łuny, tworzące przeróżne kształty.


Ujrzałam straszą panią. Okryta szarym płaszczem przeciwdeszczowym, szła zadziwiająco spokojnie, jak gdyby nie robił na niej wrażenia porywisty wicher. Brnęła w swoich lakierkach przez kałuże, a rajstopy pozwalały jej ignorować zacinające strugi wody. W ręku ściskała parasolkę, która odwracała się po raz tysięczny na prawą stronę. „Była pewna siebie i mimo hulającej ulewy, szła dalej. Miała ochronę. Miała parasolkę, która chroniła ją przez deszczem i dlatego mogła iść dalej, miała to czego mi zabrakło. Miała ochronę. Gdybym ją miała, to może nie skończyłabym w szpitalu psychiatrycznym, cieszą się tytułem anorektyczki. Czy moja przyszłość wyglądałaby inaczej? Czy moja przyszłość poszła by w innym kierunku, innym szlakiem, gdybym miała tą parasolkę?”


Spojrzałam w lewo. Mieściła się tam stara, drewniana biblioteczka, która nosi w sobie ogromne zasoby wiedzy. Niektóre książki były pokryte kurzem, a niektóre zapakowane w folię. Najgrubszą z nich była książka pt.: ”Poradnik pozytywnego myślenia”. Zmuszali mnie do czytania psychologicznych przemyśleń, które jednak z czasem zostawiały jakiś ślad w mojej głowie. Powoli zmieniałam swój tok myślenia, nastawienie do otaczającego mnie świata, nastawienie do siebie. Nienawiść do mojego ciała powoli zaczęła niknąć. Patrząc tak na gruby tom, oprawiony w krwistą skórę, pomyślałam o początkach moje bytu tutaj. Przesuwając delikatnie palcami po równie delikatnej skórze, powiedziałam do mojego odbicie w lustrze:


Siedzę na życiu niczym kiepski jeździec na koniu. Jedynie łagodności konia zawdzięczam to, że nie zostaję teraz zrzucony.”


Czasami dziękowałam losowi, że chociaż dał mi porządnego kopa w plecy, umiałam się po nim wyprostować. Umiałam wstać, chociaż potrzebna mi była druga osoba. Tą drugą osobą kiedyś była mama… Na samo wspomnienie, moje myśli skręciły w następną uliczkę życia. (…)




Przede mną wisiał portret mojej mamy. „Dlaczego ja go jeszcze nie spakowałam?” Podeszłam do niego i z drżącymi dłońmi, zdjęłam go ze ściany. To była jedna z nielicznych pamiątek po mamie. Wspomnienia momentalnie wpłynęły do mojej głowy, niczym budzący się do życia górski potok. Przypomniałam sobie beztroskie lata. „Chodzenie w granatowych mundurkach do szkoły wraz z Holly. Całodniowe spędzanie czasu na podwórku. Walki z nauczycielami, nieprzygotowania do lekcji, wrogowie, którzy uczyli, że świat jest pełen takich ludzi.”


Pospiesznie schowałam obraz do torby, a gdy nie miałam już go w dłoniach, one momentalie przestały drżeć. Zrobiłam parę kroków, przez co do moich uszu dotarł dźwięk mych obcasów. Usiadłam na jednym z foteli, na który padał jeden z słonecznych promieni. „Tego mi było trzeba.” Przymknęłam lekko oczy, skrzyżowałam nogi i czekałam. Poczęłam się zastanawiać co się dzieje z dawną przyjaciółką. „Słyszałam, że nieźle się rozbrykała pod koniec klasy maturalnej”.


Jedna część mnie była gotowa iść nową ścieżką, a druga pragnęła pozostać na tej, na której czułam się bezpiecznie, nie chciała wychodzić na głęboką wodę. Nie wiedziałam od czego miałabym zacząć, czułam, że nie jestem gotowa, nie jestem w pełni zdrowa. Przeczesałam moje rzadkie włosy, a gdy spojrzałam na szczotkę, przybył nowy kosmyk słabych, ognio-krwistych włosów. To wszystko to skutki mojej głupoty, zasłużyłam sobie na to. Kilka błędów, które zaważyły na mojej przyszłości i spieprzyły ją zupełnie. „Cierpię z własnej głupoty, cierpienie jest po prostu mentalną karą za to, że kiedyś nie znałam zasad najważniejszej gry. Życia.”


Dreszczyk emocji, który przebiegł mi po plecach, podnosił mnie na duchu. Już miałam wyjść. Dzisiaj. To jest ten dzień.


To jest dzień, w którym wyjdę z klatki. Dostanę klucz i wyfrunę na wolność. Zasmakuję wolności, zasmakuję życia.


Do moich uszu dobiegło pukanie. „To pewnie Pani Tomlinson- pomyślałam z nadzieją, bo żadnego innego gościa nie miałam ochoty przyjmować.” Ta kobieta stała się dla mnie jak matka. Swym ciepłem i troskliwością, szybko zdobyła moje zaufanie. Nie była tylko terapeutką, która ratowała mnie z opresji, lecz też bliską przyjaciółką. Nawet po pracy zostawała dla mnie, według moich widzimisie. Rozumiała mnie tak, jakby była kiedyś na moim miejscu. Często mówiła mi, że wie jak się czuję, jakie emocje we mnie górują. Zastanawiałam się nad tym, lecz nigdy nie miałam odwagi się jej o to zapytać. Wszystko robiłyśmy krok po kroku, a ona nigdy nie naciskała. W święta, kiedy wszyscy spędzali czas z rodziną, ona wzięła mnie do siebie na kilka dni, abym nie czuła się sama. Poznałam jej rodzinę i także zbliżyłam się do niej. Zbudowała się między nami więź, której nigdy nikt nie zdoła przeciąć. Pomogła mi w najcięższych chwilach, kiedy nawet własna matka, mnie zostawiła. „Tak, mamo, zawiodłam się na Tobie, lecz wiedz, że tylko Ty masz odpowiedni klucz do mojego serca.”


-Proszę- odpowiedziałam cicho piskliwym głosem.


Moje przypuszczenia się sprawdziły, była to Pani Tomlinson. Wyraz jej twarzy wróżył, że nie niesie dobrych wieści.


-Dzień dobry, Lua- powiedziała przyjemnym głosem zamykając dwuskrzydłowe, drewniane drzwi.


-Czy coś się stało? Pani Brugson miała do mnie przyjść i miałyśmy podpisać ostatnie papiery- rzekłam, a z każdym kolejnym słowem, kula w mym gardle rosła.


-Usiądź, kochanie- powiedziała patrząc na mnie z smutkiem i cierpieniem, nie zważając na poprzednie stwierdzenie-Pani Brugson nie przyjdzie.


Spojrzała na mnie kątem oka, jakby bijąc się z myślami, zastanawiając czy to co teraz powie, nie przyniesie niepotrzebnych nieprzyjemności.


-Zadecydowali, że nie jesteś jeszcze na tyle gotowa by zacząć samodzielne życie, poza murami szpitala- skończyła.




Jednak chciałam tego zasmakować. Chciałam zaznać smaku życia.


Schowałam twarz w dłoniach, a Pani Tomlinson kontynuowała…


-Jednak to nie oznacza końca, Lua.


Cisza unosząca się w nieświeżym powietrzu, stała się niezręczna. Co chwilę przerywało ją moje łkanie. „Gdybyś wiedziała co teraz czuję!”


-Lua, kochanie, spójrz na mnie, curly!


Na samo słowo „curly” uśmiech bez pukania pojawił się na mojej buzi. Brzmiała tak przekonująco, tak serdecznie, że podniosłam wzrok i popatrzyłam się w najbliższy punk, tylko nie w jej oczy.


Jak mogłam jej spojrzeć w oczy? Czułam narastający wstyd i frustrację. Zawiodłam siebie, zawiodłam moje plany, moją terapeutkę.


-To zawsze działa na ciebie kojąco, prawda?- powiedziała uśmiechając się z satysfakcją.


-Czy… czy jest jakieś inne wyjście niż zostanie tutaj?- pokazałam ruchem ręki otaczające mnie pomieszczenie.


-Właściwie mam dla Ciebie pewną propozycję, ale jeszcze nie na nią pora. Zapewniam cię jednak, że to nie koniec, lecz początek. Obiecuję ci, że wszystko wróci do normy. Musisz mieć nadzieję.


Słowa wypowiedziane przez Jay, umocniły mnie na duchu. Gdy kobieta opuściła mój pokój, wyciągnęłam portret mojej mamy i z powrotem umieściłam go na stare miejsce.


„Przecież nadzieją jest matką głupich, prawda mamo?”
 
 
 
nie wiem po co tu wklejam, może parę osób nie wie o tym blogu. Więc? jak Wam się podoba? zapraszam serdecznie na
 
 
 
Kocham Was serca moje <3

01 maja, 2013

Nowa odsłona!

Hej, hej !

Na prośbę wielu, bardzo kochanych osób, założyłam nowego bloga :)
Jeszcze nic nie napisałam, a pierwszy post przewiduję jakoś za tydzień :)

Będzie to w ogóle inna, historia, pędząca innymi drogami.
Nie wiem ile osób by to czytało, więc jeżeli będziesz cztał/a, to proszę Cię bardzo, pozostaw tutaj po sobie króciuteńki komnetarz, choćby kropkę. Nie wiem czy warto, znowu zaczynać od nowa...


http://prawie-jak-pamietnik-anorektyczki.blogspot.com/



Kochająca Peanuts ;D

23 marca, 2013

Tytuł nie jest potrzebny...

Dawno już to rozważałam, ale tak jakoś trzymałyście mnie na duchu, ale teraz to już chyba nie ma innego wyjścia. Zawieszam bloga. Dlaczego?
Pewna czytelniczka "nęka" mnie na prywatnych kontach, mówiąc mi bardzo przykre słowa o mnie i o mojej twórczości. Postanowiłam się tym nie przejmować, ale to nie jest takie łatwe. Zmęczona po szkole, przychodzę i gdy widzę to wszystko, łzy mimowolnie wypływają mi z oczu. Nie będę Wam mówiła, co ona do mnie pisze, bo pewnie mała część z Was się tym przejmie. Dlatego ostatnio mało dodawałam, lecz nie przestałam pisać :) Wypisywała różne komentarze, które kasowałam, ale teraz już nie będę tego robiła. Jeżeli ona to teraz czyta, to niech ma tą cholerną satysfakcję. Tak, wygrałaś. Nie mam siły, ani ochoty z Tobą walczyć.
Kiedy nie miałam treningów, cały czas pisałam. skończyłam już to opowiadanie, lecz nigdy nie dowiem się, czy jesteście z niego zadowolone. Tysiące razy myślałam, jak Wam to napisać. Wiele osób stwierdzi, że to nieodpowiedzialne, ale ja nie potrafię. Zaczęłam pisać następne opowiadanie również z udziałem chłopców, lecz ono jest zupełnie inne. chciałabym umieścić je na Internecie, ale pewnie mało z Was będzie je czytać, więc ono jest na razie do szuflady,  dla samej siebie. Nawet nie wiecie jak bardzo Was kocham, pomimo że Was nigdy nie poznałam. ale te słowa kierowane w moją stronę, były jak najszczersze złoto. Zawsze robiłam sobie scren'a z każdego komentarza i trzymam je na gorsze dni :)

Trudno mi jest to pisać. to najtrudniejszy tekst, który kiedykolwiek miałam napisać. ręce mi się trzęsą, a momentami nie mogę powstrzymać się od płaczu. Każdą z Was chciałabym przytulić i podziękować :)
Bardzo chciałabym powrócić do tego opowiadania, ale Ona nie da mi spokoju, więc rozważam założenie drugiego bloga, ale potrzebuję czasu.

oczywiście moje ulubione blogi,  będę odwiedzać, a jest ich kilka, myślę, że autorki tych blogów się domyślą :)

Link do nowego bloga, jeżeli założę, oczywiście podam, ale pewnie i tak już nie będziecie pamiętać.

przepraszam, ale już skończę, bo zaraz nie wytrzymam. Kocham, kocham, kocham WAs wsztystkich najmocniej :)

Tak na koniec, chciałabym zobaczyć ile z Was to naprawdę czytało. jeżeli to czytałaś/eś, to proszę pozostaw nawet kropkę po sobie :)
Każdego z Was zapamiętałam i pamiętać będę :)
dziękuję za 20976 wyświetleń, nie spodziewałam się :)


Do zobaczenie wkrótce :)


Kochająca Peanuts :)

24 lutego, 2013

"Dzielny z Ciebie chłopak!"

(Mia)
Wyszliśmy za próg drzwi. Nad niebem rozdzierała się gwieździsta łuna. Jak na Anglię pogoda była piękna. Niebo świeciło tysiącami malutkich gwiazd, które oświetlały ścieżkę. Gdy już znaleźliśmy się na jednej z ulic, poczułam czyjąś dłoń na mojej. „Niall.” Momentalnie zakręciło mi się w głowie.”To przez ciężki dzień. Na pewno.” Jego dłoń przywarła do mojej, dając mi poczucie bezpieczeństwa. Palce wplotły się między moje, tworząc idealny duet. Ciepło jego dłoni, momentalnie stało się też moim. Zwróciłam głowę w jego stronę, posyłając mu zarazem ciepły jak i pytający uśmiech. Chłopak widocznie się zmieszał. Podniósł drugą rękę, jakby czekał na pomoc z Góry. Chrząknął, po czym powiedział:
-To dlatego, że nie wzięłaś rękawiczek. Zimno jest- popatrzył w moją stronę, zmniejszając odległość znajdującą się między nami.
Puścił moją dłoń. Niespodziewanie, zimno oblało moje serce. Umysł wrócił do rzeczywistości. Znowu czułam się zagubiona, sama. Czułam tak jakby ktoś wysysał ze mnie całą duszę.”Złap mnie za rękę, daj mi poczucie bezpieczeństwa!” Znowu stałam się tą dziewczyną, którą jestem na co dzień. A przede wszystkim, znowu poczułam, że nie jestem bezpieczna. „A to wszystko przez jego dłoń?”
Zwróciłam się w stronę chłopaka, który zdejmował rękawiczki. Popatrzył się na mnie tymi zielonymi oczami i bez słowa, podał mi je.
-Dziękuję-wydusiłam.
Chłopak włożył swe dłonie do kieszeni i ruszyliśmy dalej. Przez pewien odcinek drogi, panowała cisza. Wypełniała ona przestrzeń znajdującą się między nami. Czułam jak chłopak napiął wszystkie mięśnie, zamknął oczy i zatrzymał się. Przestraszyłam się. Serce zaczęło mi walić, a ręce momentalnie zaczęły się pocić. „Tylko dlaczego ja tak reagowałam na wszystko co on zrobi?”
-Wszystko w porządku?- spytałam, a w moim głosie można było słyszeć nutkę niepokoju.


(Niall)
Nie odpowiadałem na pytanie dziewczyny. Fizycznie, wszystko ze mną w porządku, ale gorzej jest z moją duszą, z moimi uczuciami. „Nie mogę być smutny! Muszę radością, empatią i uśmiechem, wyznawać jej miłość. To wystarczy.”  Otworzyłem oczy i posłałem jej przyjazny uśmiech.
-Tak, wszystko w porządku. Tylko, wiesz…- przerwałem, zastanawiając się nad sensowną odpowiedzią.- tak trochę, dałem się porwać uczuciom.
Mia popatrzyła na mnie tym anielskim wzrokiem i nadal wbijając się w moje oczy, wyciągnęła moje dłonie z kieszeni i złapała mnie za nie.
Czułem zawroty głowy. Serce zaczęło bić jak oszalałe, a zarazem oblało się szczęściem. „To tylko przyjacielski gest.” Poczułem, że mógłbym z tą kobietą pójść na koniec świata. Nie chciałem, aby nasze dłonie się rozłączały.
-To dlatego, że nie wzięłaś rękawiczek. Zimno jest- zacytowała żartobliwym tonem, na co równocześnie wybuchliśmy nieopanowanym śmiechem.
Czemu mi się to zdarza?!”
Lekko pociągnęła mnie i kontynuowaliśmy nasz spacer. Księżyc patrzył na  nas z góry i oświetlał nam zawiłe ścieżki. Powoli się rozluźniałem. „To są efekty spędzonego czasu z Mią.” Uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy. „Znów czuję, że żyję. Tego mi brakowało. Ciebie mi brakowało, Mia!”
-No to opowiadaj o tej szczęściarze!- powiedziała dziewczyna. W jej głosie można było słyszeć smutek, lecz po paru sekundach, wydusiła z siebie uśmiech.-jaka ona jest?
„Jak ja mam ci to kurwa powiedzieć?”
„Może zwyczajnie? Może wystarczy powiedzieć: kocham cię, a wszystko stanie się prostsze?”

(Louis)
Siedziałem z Zayn’em przy stole, na którym stało kilkanaście świeczek. Świetlista łuna, nadawała charakteru temu momentowi. Pochłonęła nas rozmowa, której tak bardzo mi brakowało. Znowu mogliśmy normalnie porozmawiać, pójść na piwo. Tylko czegoś mi tu brakowało. Czego? Moich trzech pozostałych braci. Choć obiecałem sobie, że coś zdziałam, nie byłem w stanie. Po prostu nie umiałem wykonać żadnego ruchu. Nie umiem grać w tą grę, przynajmniej na panujących obecnie zasadach. „Chyba, że sam sobie je ułożę?”
-No i wtedy on wyszedł. Z nią! Ogarniasz?- spytał ze śmiechem chłopak, co jednocześnie wyswobodziło mnie z transu.
Potrząsnąłem lekko głową, przywracając moją osobę do porządku.
-Co się dzieje, stary?- spytał z troską. Doskonale mnie rozumiał, widział moje cierpienie.
Nie odpowiadałem. Milczałem niczym największy tchórz. Wieczorami planowałem tą sytuację milion razy, a kiedy ona nadeszła, nie umiałem się wysłowić.
-Wiem o co ci chodzi. Nie martw się. Wszystko wróci do normy. Wiesz, każdy ma swoje sprawy i czasami brak im czasu dla innych. Harry jak najwięcej czasu spędza z Mią, bo jest świadomy, że za parę tygodni, czeka ich kilkumiesięczna rozłąka. Niall chciał po prostu odpocząć, przynajmniej tak to mi tłumaczył. Myślisz, że ja się tym nie martwiłem?
I nagle kamień spadł mi z serca. Umysł stał się całkowicie wierny jego słowom. Połykałem każde słowo, uważnie analizując jego sens.
-Wierzę ci- powiedziałem z uśmiechem.
-Wiem- odpowiedział prawie bezgłośnie, wracając do poprzedniego tematu.
„Nie męczącego tematu.”

(Liam)
-Cześć kochanie- usłyszałem energiczny głos Gem w słuchawce.
-Jak się czujesz?- spytałem z troską. Moje serce tańczyło taniec szczęścia. „Chwytaj każdą chwilę, ciesz się nią”
Ujrzałem Louis’a, wchodzącego do pokoju. Ujrzawszy, że z kimś rozmawiam, zaczął szturchać mnie, szepcząc: daj na głośnik, no daj! Liam, na głośnik!
„Cały Louis”
Na jego zachowanie zareagowałem pozytywnie i sprostałem jego prośbie.
-Dobrze, tylko…- odpowiedziała.
-Tylko?
-Mam do ciebie pewną prośbę.
-Do ciebie? Do nas! Ja służę pomocą- wtrącił się Lou.
-Cześć Lou!- powiedziała ze śmiechem, nieco zakłopotana. – no, dobra. Ale musicie mi obiecać, że to zrobicie. Bez odwołań!
-Mamy się bać?- powiedzieliśmy chórem.
-Pójdziecie do sklepu z bielizną i kupicie mi ją. Liam, ty powinieneś znać rozmiar. Zrobiłabym to sama, lecz jestem uwięziona w pracy, a potrzebuję tego na dzisiaj.
-Wiesz co, ja jednak… my…. Liam, my dzisiaj nie mamy żadnego wywiadu?- wtrącił się Lou, mimiką pokazując mi, że mam jakoś wybrnąć z sytuacji.
-Po co ci bielizna na dziś wieczór?!- spytałam, czując jak poczucie zazdrości wzrasta. Byłem tak żądny odpowiedzi, że każda sekunda była dla mnie wiecznością.
-Niespodzianka- odpowiedziała tajemniczo dziewczyna, na co czarne myśli, wyparowały.
-Jesteśmy dzisiaj umówieni?- spytałem z nadzieją.
-Oh, ludzie! Już zaraz wszyscy będą wiedzieć, że umawiacie się dzisiaj na sex! Zastopujcie! Ty, Liam?!
-Zamknij się- warknąłem do niego, nadal podniecony zaistniałą sytacją.
-To co chłopaki?
-Już się robi!- odpowiedzieliśmy razem, kończąc rozmowę.
(2 godziny później)
Staliśmy przy półce z damską bielizną. W sklepie były tylko kobiety, które obdarzały nas tajemniczym, pytającym wzrokiem.
-Stary, zdecyduj się na coś i spadamy!- powiedział Louis, poprawiając kaptur, który służył mu jako kamuflaż.
-Tylko ja nie wiem, co wybrać. Mógłbyś mi pomóc?!
-Ale tego jest kurwa pełno!- powiedział zrezygnowany.- może to?- spytał wskazując na czerwony, koronkowy zestaw.
W mojej głowie zawitały już niepożądane myśli. Wziąłem do ręki skrawek materiału i zobaczyłem na rozmiar.
-Idealny- powiedziałem bardzo zadowolony wyborem przyjaciela.
-Stary, plan waszej dzisiejszej „randki” będziesz obmyślał później, teraz spadamy- powiedział zniecierpliwiony, jednocześnie wprawiając mnie w zakłopotanie.
-Idziemy?- jęknął.
-Idziemy- odpowiedziałem z satysfakcją, wiedząc, że uszczęśliwiłem moją dziewczynę, jak i samego siebie.





Cześć! Po pierwsze chciałam Was bardzo przeprosić za tak długą nieobecność. Rozdział miałam napisany, ale nie byłam co do niego przekonana. Czuję, że Was zawodzę... Dziękuję Wam, Kochane, za tak wiele komentarzy. Chociaż niektórzy powiedzą, że to niewiele, jednak one mają dla mnie ogromną wartość. Dziękuję tym, którzy pomimo czasu, zostali ze mną. Kocham Was!\
Przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Dostałam wiadomości z prośbami, żeby dodać coś śmiesznego, bo cały czas panuje smutna atomsfera. No cóż, starałam się!

Kocham Was!
Wszystkie zaległe komentarze, nadrobię. Gdybym o jakimś blogu zapomniała, upominać się!!!

Peanuts :D

13 stycznia, 2013

Otchłań


(Niall)
Nie wie działałem co mam ze sobą zrobić. Chodziłem z jednego do pokoju do drugiego, nawet nie wiedząc o czym mam myśleć. „Już nie mogę się doczekać trasy.-próbowałem zarzucić jakiś temat, ale moje serce toczyło walkę z rozumem już od wielu miesięcy. Tylko by być daleko od Niej”- pomyślałem. Ta myśl dała początek nowemu, ale za to dobrze znanemu mi tematu. „Miłość.” „Mia”  „Dlaczego ja nie umiem cieszyć się jej szczęściem? Może dlatego, że tak naprawdę nie jest szczęśliwa? Boże, co ja wygaduję?” Usiadłem na kanapie, wyciągając gitarę z futerału. „To jest moja jedyna miłość.”- pomyślałem, wiedząc, że cały czas oszukuję siebie i innych. Nie wiedziałem, że emocje mogą być aż tak nurtujące.
„Pokochaj mnie, choćby na jeden dzień”- powiedziałem szeptem, patrząc się w otchłań, która znajdowała się za oknem.
(…)
Siedziałem na kanapie nadal pogrążony w moich refleksjach. „Czemu nie potrafisz odpuścić, Horan?”- pytałem samego siebie, ale nie znajdując odpowiedzi na te nurtujące pytanie. „No, kurwa dlaczego?”
Z zamyślenia wyrwał mnie tupot czyichś stóp. Kroki były szybkie i pewne. „Lux”- olśniło mnie i jak najprędzej wywołałem wymuszony uśmiech. Gdy dziewczynka stała już obok mnie, bez namysłu wziąłem ją na swoje kolana. „Była taka malutka, bezbronna.”
-Co jest Luxie?- powiedziałem jak najmilszym tonem, jaki mogłem z siebie wydusić. Dziewczynka uśmiechnęła się do mnie promiennie, pokazując mi swoje ząbki.
-Tak, masz takie piękne ząbki!- powiedziałem odwzajemniając uśmiech. „To dziecko, wyluzuj”
Lux nie odpowiedziała tylko zeszła z moich kolan i usiadła na dywanie zajmując się w ogóle czymś innym. „Dzieci.”
Nie mogłem już trzymać tego w sobie. Nie umiałem, po prostu nie umiałem. Chciałbym z kimś porozmawiać, zaufać, poprosić o radę. W domu nie było żywego ducha, tylko ja i Lux. Uczucia nie dawały mi spokoju. Moje serce prowadzi walkę z rozumem. Każdy myśli inaczej, a ja nie umiem zdecydować. Miałem kwarantannę uczuć,  nad którymi nie umiałem zapanować. „Tylko dlaczego?”  Myślałem, że z czasem wszystko wróci do normy, ale myliłem się. Kocham Ją i kochać będę. Na zawsze. „Ale czy bez odwzajemnienia?„

-To co Luxie, porozmawiamy?- powiedziałem do dziewczynki, nawet nie spodziewając się odpowiedzi.
„Przecież ona nie potrafi mówić, Horan!”- powiedziałem sam do sibie, uświadamiając sobie jednocześnie, że ostatnio nic co wydobywa się z moich ust jest pozbawione jakiegokolwiek sensu.
„Wyduś to z siebie i przestań się wreszcie oszukiwać. Przestań się łudzić, że to tylko tymczasowe zauroczenie”
Usiadłem przed Lux i trzymałem ją za te małe rączki, którymi codziennie odkrywa ten wielki świat. „Tą otchłań”
-Wiesz Lux? Ja… Wujek Niall się zakochał- wydusiłem to z siebie, czując jakąś ulgę, która oblała moje serce. „Nareszcie”
Dziewczynka nie okazywała wielkiego zainteresowania, lecz po mojej minie, zorientowała się, że jestem smutny i mnie przytuliła. „Jak ja kocham te dziecko.”
Było mi lepiej, naprawdę lepiej. Lux i tak nie wiedziała o czym mówiłem, ale to, że mogłem o tym komuś powiedzieć, uspokajało mnie. Dlaczego? Może dlatego, że wiem, że nie jestem w tym sam. „Chociaż może jestem?”- spojrzałem w stronę Lux. „Nie, nie jestem”

(Mia)
Nie byłam pewna czy chłopcy są w domu, ale zawsze warto było spróbować.  Sama nie wiedziałam dlaczego moje nogi zaprowadziły mnie pod apartament chłopców. „no dobra, nie oszukujmy się, chcę sprawdzić Harre’ego, czy siedzi grzecznie w domku. Sam.”
„Nie ufam mu i szczerze każdy dzień przynosi mi coraz więcej wątpliwości.”
„Gdzie ja mam klusze?”- mówiłam sama do siebie, nerwowo szukając kluczy w torebce.
Gdy już udało mi się znaleźć poszukiwany przedmiot, niepewnie przekroczyłam progi apartamentu. Było cicho i pusto. Jednak coś kazało mi nie wychodzić. Zdjęłam buty i zaczęłam poszukiwania One Direction.
Wiedziałam, ze nie znajdę tam Harr’ego i tego najbardziej się obawiałam.
„Kobieca intuicja.”
-Harry, skarbie, jesteś?- powiedziałam nieco głośniej, oczekując odpowiedzi. Automatycznie zapaliła mi się „czerwona lampka”. „Gdzie on jest? Czy on… czy on znowu?”- te pytanie opanowało mój umysł o najwidoczniej nie chciało odpuścić. „Dlaczego? Dlaczego ja się tym martwię?”- zadałam sobie retoryczne pytanie. „Nie ufam mu, nie odbuduje moje zachowania przez jedno ‘przepraszam’”  „Nie tym razem” „Chociaż nie wiem czy w naszym związku istnieje takie coś jak zaufanie i szczerość. Z dnia na dzień tracę tą cząstkę Nas, która kiedyś powiększała się .Nie spędzamy wiele czasu. Nasze spotkanie nie są takie jak dawniej. Gdyby miał trasę, wydawałoby mi się to całkiem normalne, ale nie teraz, nie w tym czasie. Boję się, że to co było kiedyś już nigdy nie wróci. Wiem, że czasami za dużo od niego wymagam, ale do jasnej cholery, to on ma teraz przejąć pałeczkę. Nie sądzę, że od razu ma być tak jak wcześniej, ale mógłby przynajmniej zadzwonić, napisać. Cokolwiek.  Dlaczego, kurwa, dlaczego?”
Weszłam cichutko po schodach, kierując się do pokoju Niall’a. „Dlaczego właściwie do niego? Coś mnie do niego ciągnie.”
Stałam przed drzwiami, jednak nie zdecydowałam się wejść. Już chciałam sobie zadać pytanie pod postacią słowa ‘dlaczego’, lecz powstrzymałam się od tego. Gdy usłyszałam słowa Horana, momentalnie spociły mi się ręce, a serce oblało niepewnością.
-Lux, wiesz jakie życie jest ciężkie? Jak mi jest ciężko? Chciałbym od tego uciec. Tak, wiem, tchórzę. Ale ja już nie potrafię z tym żyć, rozumiesz? To mnie przytłacza, dołuje. Codziennie. Co ja mam zrobić?- powiedział zrezygnowany, kierując się w stronę drzwi.
Bez zastanowienia weszłam do pokoju, napotykając na ścieżce Niall’a. „Na ścieżce życia?”
(Niall)
Rozmawiałem z dziewczynką, co z minuty na minutę odciążało moje serce. „Moje nieznośne serce”
„Serce nie sługa”
Nie zniechęcał mnie fakt, że Lux, w ogóle nie interesowała się moim zażaleniami. „Czemu mnie to nie dziwi?”
„Chyba się przyzwyczaiłem, że każdy ma mnie w dupie.”
Wstałem z dywanu, odkładając lalki na swoje miejsce. Wziąłem dziewczynkę na ręce i postanowiłem, że krótki spacer nam nie zaszkodzi. „Potrzebny nam jest tylko dobry kamuflaż”- przemknęło mi przez myśl.
Nagle w drzwiach, stanęła Ona. Tak, dziewczyna, która namieszała mi w głowie i chyba już nigdy nie przestanie. „Mia” Serce zaczęło mi bić szybciej. Czoło oblało mi się zimnym potem. Oddech stał się szybki i płytki. Zacisnęłam ręce, aż palce mi zbielały. Po plecach przeszedł mi dreszcz podniecenia. „No kurwa dlaczego?! Dlaczego?”
Jedyne co umiałem wydusić to marne słowa przywitania. Dziewczyna zmierzyła mnie od góry do dołu i ze szczerym uśmiechem odpowiedziała mi. Następnie wzięła ode mnie dziecko i zaczęła z nią „rozmawiać”. Bacznie się jej przyglądałem i zrobiło mi się… gorąco. „Zimny prysznic, zimny prysznic!”
W najmniej spodziewanym momencie, popatrzyła na mnie tymi piwnymi oczami, nie zwracając już uwagi na Lux.
-Powiedz mi- powiedziała, nerwowo odgarniając kosmyk swych bursztynowych włosów za ucho. –wiem, że coś się dzieje.
Jak ona mnie wspaniale rozumie. Wyjdź za mnie, nawet dzisiaj.”
Spuściłem głowę, bezsensownie wpatrując się w swoje białe skarpetki. Dziewczyna zauważając to, wróciła do poprzedniej czynności.
-No, powiedz Lux. Powiedz cioci, co jest wujkowi? Wiem, że wiesz- powiedziała z uśmiechem, robiąc z dziewczynką „eskimoski pocałunek”.
Dziewczynka chwilę myślała i podrapała się po główce. Patrzyła to raz na Mię, raz na mnie.
-„Zaciochał się.”- powiedziała.
Zanim trafił do mnie sens tych słów, minęło przynajmniej kilkadziesiąt sekund. „Co, co, co?! Przecież Lux nie umie mówić! Dlaczego akurat teraz?”  Mój mózg nie umiał wymyślić niczego innego, niż odbicie od tematu.
-Lux, ty mówisz!- powiedziałem do dziewczynki, która pokazywała swój szereg ząbków. Spojrzałem nieco w górę i ujrzałem jej roześmianą twarz. „Tak, śmiała się.” Automatycznie moją twarz oblał rumieniec. Wielki rumieniec. Nidy nie czułem się bardziej skrępowany.
-Jakaś ty pomocna, Lux- powiedziała ze śmiechem Mia, jednocześnie całując ją w czółko. „Boże, zostań matką moich dzieci!”
„Co ty wygadujesz, Horan?!”
Dziewczyna bawiła się tą informacją, nie traktując jej na poważnie. No bo kto do cholery by ją tak traktował?!
Nagle do pokoju wszedł Tom, tato Lux. Uśmiechnął się na przywitanie i powiedział:
-Dzięki, że się nią zająłeś, stary- to powiedziawszy wziął dziecko ze rąk Mii i zniknął za drzwiami. „W tej wielkiej otchłani”
-No to teraz jesteśmy sam na sam, więc mi wszystko opowiesz, dobrze kochanie?
„Tak, nareszcie mogę sobie na cienie popatrzeć, na twoją śliczną twarz, na twoje „wnętrze”, które idealnie współgra z moim. A po tej magicznej chwili, kiedy podziwiam Ciebie, uświadamiam sobie, że nigdy nie będziesz moja. Że nigdy nie będę mógł cię objąć i wyszeptać do ucha: „jesteś moja”, nie będę mógł patrzeć jak uśmiechasz się na mój widok, nie będę mógł mieć po prostu ciebie! Super, kurwa, normalnie wspaniale!”
„Czy ona powiedziała do mnie: kochanie?!”
„Oddychaj”
„Jedyne co sobie uświadamiałem to, to że, robi mi się gorąco.”

(...)
Dziewczyna nie powstrzymywała śmiechu. Trzymała się kurczowo za brzuch, zbliżając się do mnie. „Boże, weź mnie stąd! Nie wytrzymam!”
Dziewczyna położyła mi dłoń na ramieniu. „Gorąco, gorąco, gorąco!”
-Chodź, porozmawiamy- powiedziała, biorąc mnie pod ramię i nie dając możliwości ucieczki. „Chociaż tak bardzo bym chciał. Co ja mam jej powiedzieć?!” „Umrę stary, biedny i samotny”- pomyślałem idąc za dziewczyną.
Wszechobecna cisza utrudniała mi podjęcie decyzji. Mam być tchórzem, który nigdy nie zdobędzie się na odwagę, czy walczyć o serce dziewczyny, którą tak bardzo kocham?
„Chyba wybieram odpowiedź numer dwa.”
„Nigdy nie bój się zrobić tego kroku, który da początek nowemu życiu, Horan.”- powtarzałem sobie.
„Tylko ja się kurczę bałem.”

(…)
-To powiesz mi o co chodzi? Naprawdę postaram się pomóc, tylko powiedz o co chodzi- powiedziała, czekając na odpowiedź, której nie dostawała. –Niall, zależy mi na tobie- powiedziała.”Co?! czy Ona to powiedziała?!” Nie zwracałem uwagi na jej dalsze słowa. Cały czas huczały mi te słowa „Niall, zależy mi na tobie”.Oddychaj, oddychaj”
-Jak na przyjacielu- usłyszałem niechciane zakończenie takiego pięknego początku. „Kocham cię i to chodzi.”- powiedziałem do siebie w myślach, zastanawiając się nad reakcją dziewczyny.
„Myśl, myśl, myśl!”
Ufałem jej jak nikomu innemu. To jest taka osoba, która jest twoją deską ratunkową, podczas powodzi uczuć. A teraz pragnęłam niczego innego niż suszy, która pozwoli moim uczuciom wyparować. Tylko ja nie mogę jej tego powiedzieć, choć to jest jedyne co pragnę. O czym marzę i myślę. Przy niej czułem się jak w siódmym niebie, jak zwykły chłopak, który korzysta z życia.
„Jesteś kimś więcej niż wyborami, które podejmuję, sumą przeszłych błędów, problemami, które stwarzam.”
Dziewczyna przybliżyła się do mnie, objęła mnie ramieniem i położyła głowę na ramieniu. „To tylko przyjacielski gest”- powtarzałem sobie bolesną prawdę.
Popatrzyłem na lodówkę, na której wisiało nasze zdjęcie. Z czasów, kiedy Mia i Harry byli pokłóceni. Wstydzę się, że tak uważam, ale to był najlepszy okres mojego życia. „Beztroskie godziny spędzane z kobietą mojego życia”
I nagle zobaczyłem tosty. „Tak, tosty” Spadły mi one jak grom z jasnego nieba. „Dziękuję.”
-Paul każe mi przejść na dietę- wypaliłem, choć wiedziałem, że dziewczyna tego nie łyknie, jest za bystra. „Kocham ją”
Moje uszy znowu usłyszały jej anielski śmiech, który powoduje dreszcze na moim ciele. Jej śmiech jest zawsze zaraźliwy i nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Śmialiśmy się razem, zapominając o Bożym świecie.
Kocham te chwile, chwile z tobą, Mia.”- powiedziałem szeptem, w jej stronę.
-Rozbrajasz mnie, Niall- powiedziała nadal się śmiejąc. –a teraz chodź na spacer i opowiesz mi o tej szczęściarze.
Czułem jakąś drzazgę wbijającą mi się w serce. Powoli łzy, jedna za drugą zaczęły mi spływać po nie najstarszym policzku. Drzazga i łza szczęścia.”
„Tej szczęściarze? Horan! Wdech, wydech” „Czy ona to naprawdę powiedziała? Boże, dziękuję!”
Już zbliżając się do wyjścia, dziewczyna zatrzymała się i powiedziała z poważną miną:
-Dobrze, że przynajmniej ty jeszcze zostałeś na ziemi. Proszę nie zmieniaj się. Na szczęście nie dałeś się porwać temu światu. „Tej otchłani.”
Zamurowało mnie, kompletnie mnie zamurowało.
Nadajemy na tej samej fali.”
„Czy czegoś nam jeszcze potrzeba?!”
-„Jesteś taka piękna.”- pomyślałem.
Twarz promieniała mi z zachwytu. „Wreszcie umiem to powiedzieć.”
I nagle wybuchła śmiechem, tak jakby słyszała co przed chwilą do niej powiedziałem.
Wzdycham nieznacznie. Nigdy nie brała sobie moich komplementów na poważnie. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?”
Nie jestem pewien czy wiesz o co mi chodzi, gdy mówię, że jesteś piękna. Chyba się gubię. Zostaw na później wszystko, o czym mówiłaś przed chwilą. Tylko patrz i swym bursztynowym spojrzeniem, wyznawaj mi miłość.
Miłość wystarczyła sama sobie. Gdy zawładnęła moim sercem, skupiła w sobie wszystkie inne uczucia. Serce, które kocha i nie myśli o niczym innym.
Dwa nowo narodzone serca, wyszły za próg drzwi, znajdując się już po drugiej stronie. Po stronie otchłani. Nawet nie wiedząc, że ich serca nieświadomie się przyciągają.”
„Nieziemską siłą.”



Cześć!! Przepraszam za tak długą nieobecność. Wybaczycie mi?
Rozdział mi się nie podoba, ale oceńcie go sami. 
Niall i Harry? Kurczę, mam dylemat. Pomożecie?
Miłego czytania!
Obiecuję, że nadrobię zaległe komentarze i jeszcze raz przepraszam,